Zarzuty wobec Google
Ten tydzień upłynął pod znakiem dyskusji toczącej się w mediach, dotyczącej monopolistycznej polityki internetowego giganta Google. Zaczęło się od wspólnego komunikatu polskich i międzynarodowych organizacji zrzeszających wydawców prasowych, który ukazał się w weekendowych wydaniach największych polskich i europejskich gazet. W komunikacie zarzucono Google stronniczość i nieuczciwe promowanie własnych produktów w wyszukiwarce (takich jak np. Mapy Google, YouTube, Zakupy Google), kosztem konkurencji.
Komunikat miał związek z dochodzeniem Komisji Europejskiej w sprawie rzekomych monopolistycznych praktyk Google. Nawoływał do nieprzyjmowania ugody zaproponowanej przez giganta z Mountain View. Dzisiaj już wiemy, że Komisja odrzuciła propozycję Google, polegającą na umieszczeniu po lewej stronie linków promujących usługi giganta, a po prawej pozostałych wyników konkurencji. Wiadomo, że czytanie rozpoczynamy od lewej strony, więc wyniki sugerowane przez Google byłyby uprzywilejowane.
Reakcja prezesa
W międzyczasie głos zabrał wysoki przedstawiciel Google w osobie samego prezesa wykonawczego Erica Schmidta, wdając się w polemikę z wydawcami i odpierając stawiane zarzuty.
To zawsze ciekawe – usłyszeć argumenty drugiej strony, zwłaszcza jeśli śledzi się poczynania giganta nie od dziś. Trzeba przyznać, ze niektóre argumenty brzmią dość zabawnie.
Google ustami swego prezesa zdecydowanie zaprzecza faworyzowaniu swoich usług oraz tezie wydawców, że ich wyszukiwarka jest „bramą do internetu”, Schmidt wskazuje m.in. na fakt, że internauci często wchodzą bezpośrednio na strony z pominięciem wyszukiwarki, a na smartfonach korzystają z aplikacji, udostępniających wyniki sportowe, poszukiwane miejsca, usługi itp.
Odpowiedź na potrzeby internautów? Nie zawsze
Wedle słów prezesa, Google prezentując swoje usługi na samej górze, ma na uwadze satysfakcję użytkowników. Chodzi o dostarczenie im jak najszybciej i bez pośredników pożądanej informacji.
Przykładem mogą być Mapy Google, które bezpośrednio odpowiadają na zapytanie o lokalizację, prezentując także rzeczywisty obraz miejsca dzięki Street View. Tutaj jestem skłonna przyznać Schmidtowi rację – Mapy Google to strzał w dziesiątkę, nie ma potrzeby korzystania z innych rozwiązań.
Natomiast w przypadku Zakupów Google sprawa wygląda zupełnie inaczej i trudno zgodzić się z argumentami przedstawiciela internetowego giganta, twierdzącego, że Google kieruje się dobrem użytkowników, promując w ramach Zakupów Google strony, na których można faktycznie kupić dany przedmiot, niżej natomiast umieszczając linki do wyspecjalizowanych wyszukiwarek produktów typu Ceneo.
Nie czarujmy się – Zakupy Google to rodzaj płatnej reklamy, inna forma linków sponsorowanych, a nie najlepsze i najbardziej adekwatne wyniki, jakie można znaleźć w sieci.
W swoim wywodzie Schmidt powołuje się również na mobilnych użytkowników sieci, którzy oczekują bezpośredniej odpowiedzi ze względu na mniejszy ekran i trudność pisania.
Faktycznie specyfika współczesnego sposobu życia, w tym pośpiech wskazuje na potrzebę uzyskiwania szybkich odpowiedzi na zadawane pytania, ale internetowy gigant naciąga rzeczywistość, znajdując sobie niezłą wymówkę i usprawiedliwienie dla promowania swoich produktów.
Podsumowując, Google po raz kolejny powraca do znanych wszystkim argumentów, mówiących o jednym jedynym celu wyszukiwarki – służeniu użytkownikom poprzez prezentowanie najbardziej adekwatnych wyników. Myślę, że każdy kto zawodowo przygląda się wynikom wyszukiwań pozostanie sceptyczny co do prawdziwości tych zapewnień.
Trudno dzisiaj przewidzieć, jak zakończy się sprawa prowadzona przez Komisję Europejską. Czy Google przezwycięży problemy w Europie, czy pójdzie na jakieś ustępstwa?
Z pewnością będziemy uważnie śledzić rozwój wypadków .